piątek, 13 lipca 2012

   No i w końcu jest weekend. To chyba najpiękniejsza chwila gdy wychodzi się z pracy. Nawet mi nie przeszkadza że dzisiaj jest trzynasty.

   Szybko pędzę do domu,a mam dwa rzuty beretem, żeby zobaczyć się z moim maleństwem, które co prawda o tej porze zażywa poobiedniej drzemki.
   Określenie "poobiedniej" jest trochę na wyrost. A nawet więcej niż trochę. To jest cała batalia żeby się udało włożyć jej coś do ust. Sprawa jest poniekąd wysoce skomplikowana. Najpierw ja próbuję najróżniejszymi fortelami przekonać tą małą i niezwykle upartą istotę, że jest to niesamowicie smaczne,a uparta to jest i ma charakterek,oj ma.
   Zazwyczaj jest to kwitowane wymownym spojrzeniem z politowaniem jakby chciała powiedzieć " stary, kogo ty chcesz nabrać" . 
   Oczywiście sytuacja ma miejsce tylko w tedy gdy mam wolne a to już jutro.Aż mam ciarki na plecach.
   Po kilku nieudanych próbach słyszę głos żony  dobiegający z kuchni - jak przebiega konfrontacja ?- wszystko pod kontrolą - odpowiadam, choć sam w to nie wierzę. Dalej podejmuję próbę nakłonienia małego uparciucha chociaż do spróbowania, ale niestety nie udaną.
   Czuję jak przegrywam. Kończą mi się pomysły.

Brak komentarzy: