Szybko pędzę do domu,a mam dwa rzuty beretem, żeby zobaczyć się z moim maleństwem, które co prawda o tej porze zażywa poobiedniej drzemki.
Określenie "poobiedniej" jest trochę na wyrost. A nawet więcej niż trochę. To jest cała batalia żeby się udało włożyć jej coś do ust. Sprawa jest poniekąd wysoce skomplikowana. Najpierw ja próbuję najróżniejszymi fortelami przekonać tą małą i niezwykle upartą istotę, że jest to niesamowicie smaczne,a uparta to jest i ma charakterek,oj ma.
Zazwyczaj jest to kwitowane wymownym spojrzeniem z politowaniem jakby chciała powiedzieć " stary, kogo ty chcesz nabrać" .
Oczywiście sytuacja ma miejsce tylko w tedy gdy mam wolne a to już jutro.Aż mam ciarki na plecach.
Po kilku nieudanych próbach słyszę głos żony dobiegający z kuchni - jak przebiega konfrontacja ?- wszystko pod kontrolą - odpowiadam, choć sam w to nie wierzę. Dalej podejmuję próbę nakłonienia małego uparciucha chociaż do spróbowania, ale niestety nie udaną.
Czuję jak przegrywam. Kończą mi się pomysły.
Czuję jak przegrywam. Kończą mi się pomysły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz